poniedziałek, 25 lipca 2016

Wattpad

Hej! Jak niektórzy wiedzą mam konto na wattpadzie i kilka histori na nim,ale niedawno (wczoraj) zrobiłam nową książkę o Leonettcie (moją pierwszą na wattpadzie,jeżeli chodzi o Leonettę) i chciałabym was powiadomić o tym :) Czeesć!
Emily ♥

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 4:Matką zmarłego męża

 -Czyli jest pani matką mojego zmarłego męża.-szepczę. Moje dłonie zaczynają się pocić. Czuję się jakby krew nie dopływała mi do mózgu,a ja umieram z ciekawości o tym,gdzie w tym momencie jest mój mąż. Czy naprawdę nie żyje,czy się ukrywa.
-Kiedy ostatnio pani się z nim kontaktowała? -pytam raptem,ale widzę,że kobieta robi się czerwona. Tak jakby coś się w niej gotowało. Zdenrwowała się.
-Mój drugi syn nie żyje?! Nie rozumiem już nic! Mogłam dać mu inne imię,ale mój mąż tak zadecydował! -zaczęły krzyczeć. Pierwszy raz słyszałam jak stara babcia krzycze. I to tak głośno. Jestem pod wrażeniem,że ją jeszcze gardło nie boli. -Proszę cię,abyś wyszła!
Poczułam jak jej dłoń popycha mnie w stronę drzwi. Po chwilę jestem już na podwórku.

                                                    ROZDZIAŁ 4

-Ludmiła! Ty nic nie rozumiesz! Musimy się do niej włamać! -krzyczałam na cały dom. Krew w moich żyłach strasznie pulsowała. Byłam tak podekscytowana. Znowu wróci stara Violetta. Ta niebezpieczna,pełna wyzwań.
-Czemu nie mozemy normlanie wejść?-pyta i marszczy brwi. Rozkłada się wygodniej na moim puchowym fotelu w kolorze mięty.Patrzę na jej dwa warkocze splecione z jej pięknych blond włosów. Umówiła się dziś na kolację z rodzicami,ale gdy do niej zadzwoniłam i wszystko opowiedziałam,odwołała ją.
-Nie wpuści nas!-odpowiadam znowu krzycząc. Za dużo emocji,jak na jeden dzień.
-Okay. Zgadzam się,ale to tylko dlatego,że jesteś moją przyjaciółką.-mówi spokojnie,a ja uśmiecham się szeroko i mocno ją ściskam,przytulając ją.

Czemu akurat postanowiłam włamać się do tego domu? Czuję,że ta kobieta ma wiele tajemnic. A ja chcę się dowiedzieć co stało się z moim zmarłym mężem. Czekaj,czekaj. Może i żyjącym mężem.
-Co to?-szepczę,gdy widzę ogromną skrzynię. Jest cała zakurzona i w brązowym kolorze. Otwieram ją powoli. Ściskam mocno zęby,gdy słyszę pisk otwierającego się przedmiotu. Patrzę w jej głąb. Dostrzegam tam różne dokumenty. Niektóre są lekko przypalone,pogniecione albo nawet poszarpane na różne kawałeczki i sklejone taśmą. Biorę jeden z nich do ręki.

Leon Verdas. Data ur. 14 marca 1993 r. 21:38
Leon Verdas. Data ur. 14 marca 1993 r. 21:40

Gdy tylko widzę ten ogromny napis zamieram. Odkładam ją do skrzyni i ponownie zamykam. Moje nogi całe się rzęsą i ledwo co siedzę na podłodze. Chowam twarz w dłoniach i głęboko oddycham. Co to kurde jest? Dwóch Leonów?
-Ludmiła.-mówię raptem. Po moim poliku spływają łzy. Blondynka przybiega do mnie. W ręce trzyma jakiś kluczyk. Gdy tylko widzi mnie całą roztrzęsioną przytula mnie mocno. Głaszczę mnie swoimi szorstkimi dłońmi. Dzisiaj zapomniała nałożyć swój ulubiony krem do rąk i są strasznie suche. (Tak podejrzewam) Gdy dziewczyna kończy mnie przytulać pokazuje mi kluczyk. A raczej dwa.
-Znalazłam je. Leżały na kanapie. Zobacz tylko to.
Do jednego z kluczyków przyczepiona była karteczka:

KLUCZ DO STRYCHU.

-Idziemy?-pyta mnie Ludmiła,na co ja potakuję głową. Wstaję i biorę głęboki wdech. Chwytam jej rękę i obie kierujemy się na strych.

Wchodzimy do wielkiego miejsca. Tam widzę różne plakaty z oper,teatrów. Dowiedziałyśmy się z Ludmiłą,że matka Leona śpiewała w operze,a ojciec grał w teatrze.
-Zobacz.-mówi Ludmiła i wskazuje ogromne zdjęcie powieszone na ścianie. Jest tam  dwójka niemowląt. Identycznych niemowląt. Czyli w takim razie Leon ma brata bliźniaka? I wtedy usłyszałyśmy czyjeś chrząkanie. Spojrzałyśmy na siebie spanikowane. Ludmiła pociągnęła mnie do jakiejś szafy. Przez malutką szparkę widziałam chodzącą po pomieszczeniu kobietę. Raptem zagrała jakaś muzyczka. Staruszka podeszła do swojego telefonu i parsknęła.
-Leon-czyta i naciska zieloną słuchawkę.

-Cześć. Tak mam wszystko. Już jutro? Możemy przełożyć te spotkanie? Kawiarnia przy Weel Strout. Pasuje? Na za tydzień.O 12. Dobrze,cześć. 

Wkłada telefon do kieszeni swojego szarego,długiego swetra i wychodzi. Gdy tylko słyszymy trzaskanie drzwi wychodiz z pędem z szafy i oddychamy głęboko patrząc na siebie.
-Już wiem co będę robić za tydzień. I ty mi w tym pomożesz,Ludmiła.

                                            TYDZIEŃ PÓŹNIEJ:
Siedzę obok Ludmiły na różowej sofie. Obie rozłożyłyśmy nad sobą gazety i kątem oka spoglądam czy te dwie osoby nie weszły do środka przytulnej kawiarenki. Zamówiłam z Ludmiłą kawę i już po dwóch minutach dotarła na nasz stół. I wten słyszę stukanie czyiś obcasów. Wchodzi staruszka. Zasiada na jednym ze stolików obok faceta,ktry także wykorzystał naszą metodę-zasłonił swoją twarz gazetą.
-To ty,Leon?-odzywa się. Tajemnicza osoba odsłania twraz gazetą. Gdy tylko go widzę. Cała zaczynam się trzęść. Krew pulsuje mi mocno i głowa zaczyna boleć. CIary na moim ciele nie mogą zniknąć. Właśnie go widzę. Leona. Mojego męża.

~~~~~~~~`
Ołł yeah!
Mogłam dodać wcześniej,ale byłam trochę zajeta i wgl. Troche zawiedziona jestem. Pod poprzednimm rozdziałem było tylko 5 kom. Dlatego dzisiaj
9 KOMENTARZY=NEXT
POWODZENIA!
Uwielbiam te szantaże!
Emily ♥


piątek, 8 lipca 2016

Rozdział 3:Chyba zwariowałaś

-Co?-szepczę sama do siebie. Ludmiła wyłącza telefon i mocno mnie ściska. Czy to oznacza,że mój MĄŻ żyje? Czy to znaczy,że mogę go znaleźć. Czy to znaczy,że to on...to on wtedy szedł? Ale widziałam jego śmierć byłam na pogrzebie. Nic nie rozumiem. A może to sen? Szczypię się mocno po czym syczę z bólu. Bolało. Jeszcze raz. Muszę się obudzić. Może ktoś mnie poleje zimną wodą? Wstanę z łóżka i pójdę zaparzyć moją ukochaną herbatę. To przeciez musi być sen. Takie rzeczy nie zdarzają się w realnym świecie. Wierze w to. Całym moim ciałym i sercem,że to sen,a Leon jest szczęśliwy tam na górze.Że patrzy na  mnie w tej chwili i sam śmieje się do siebie z mojego głupiego snu. No,bo to jest sen. Wierzę w to. Ponownie się szczypię. Nic.
-Przestań.-mówi blondynka. Patrzy na mnie zaszklone oczy i głaszcze ręką moje włosy. Nadal nie mogę w to uwierzyć.
-Jego koledzy mają dostęp do jego konta i tyle. mówię otwracie i wydostaję sie z ramion przyjaciółki. Wzdycha i bierze telefon do ręki,który przed chwilą odłożyła i wychodzi. Przy drzwiach rzuca tylko:
-Rosedge 21 mieszkania 6.


Marszczę brwi. O co chodziło Ludmile? Kojarze ten adres. To takie dziwne. Takie jakby deja vu. Biorę mój beżowy płaszcz i wychodzę z domu. Uśmiecham się do Petera. To sklepikarz w moim ulubionym warzywniaku. Przyspieszam kroku. Tutaj. Klikam podrapaną 6 i słyszę pisk.
-Kto tam?-ten głos. Znam ten głos. Czy to kolejne deja vu? Ja już to kiedyś słyszałam.-Halo?Ktoś tam jest? Proszę się odezwać!
Przełykam głośno ślinę i odzywam się.
-Z tej strony Violetta Castillo. Mogłaby mnie pani wpuścić? To ważne.


Przełykam gorącą ciecz i odstawiam an szklany stolik.
-Moja przyjaciółka podała mi ten adres. Czy mogłaby mi pani się przedstawić? Wiem,to głupie,ale prawdopodobnie mój zmarły mąż żyje. I coś czuje,że jest mi pani w tym potrzebna.
Zamiast gromkich oklasków słyszę nieznośny śmiech. Kobieta,a raczej staruszka odstawia udekorowaną oraz pozłacaną filiżankę na stolik.
-Ile ty masz lat dziecko? Przychodzisz do nieznanej ci osoby i prosisz ją o przysługę? Chyba zwariowałaś. Na świecie nie jest nic za darmo.
Siada obok mnie i włącza mały telewizor. Widać na nim różne,kolorowe szlaczki. Patrzę w ekran.

Witamy w dzisiejszych wiadomościach!

Siwa staruszka parska śmiechem i wyłącza malutki telewizorek. Ja wzdycham.
-No,bo ja tak jakby źle się pani przedstawiłam.-biorę ostatniego łyka herbaty.-Bo ja tak bardziej to nazywam się Violetta Verdas.
Zaciskam zęby,gdy widzę,gdy filiżanka wylatuje z rąk staruszki.
-Ale mój syn nie jest żonaty.

~~~~~~~~~~~~~~~`
Na wstępie:
DŁUGO MNIE NIE BYŁO BLABLABLA
WAKACJE!
HELOŁ!
Kolonie! Heloł! 
No wlaśnie!
Tyle
Emily ♥